niedziela, 13 sierpnia 2017

Armaty w kwiatach.

 Carla Mori

KOSTUSZKA

VIDEOGRAF





„(…) rzekomo sam Mikołaj I uznał i docenił muzykę Fryderyka Chopina tak bardzo, że uważał ją za niebezpieczną, mówił, że  utwory polskiego kompozytora są jak "armaty ukryte wśród kwiatów’’. Ta metafora cara dotyczyła konkretnie "Etiudy c-moll op. 10 nr 12", znanej jako "Etiuda rewolucyjna".( http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/armaty-wsrod-kwiatow/lkelm)

Dlaczego tu akurat przytaczam te słowa, bo pasują idealnie do książki Carli Mori „Kostuszka”. Dlaczego? Bo to thriller, genialna powieść psychologiczna ukryta w okładce horroru, albo jak kto woli powieści grozy.

 

I wcale nie jest to „przebranie” ta powieść to prawdziwa powieść grozy, takiej, że włos się jeży na na rekach i nogach, wcale nie tylko na głowie. Ta książka to kwintesencja opowieści o ludzkim okrucieństwie i bezmyślności, o tym jak bardzo jesteśmy bezbronni wobec bliskich, o tym co musimy znosić, jeżeli...

Nie, nie tylko jeżeli, ale zawsze kiedy nasi bliscy nie umieją patrzeć na nas jak na ludzi, a patrzą na nas jak na dzieci, zepsute zabawki, które trzeba wychować, ukształtować, czasami nawet zniszczyć, bo tak ma być i już. To ciąg ogromnej tragedii, która przekazana z pokolenia na pokolenia przechodzi z matki na córkę niszcząc i zabijając, może nie tak jak w powieści - fizycznie, ale choćby psychicznie.

Gdyby z tej książki odjąć jakiś niewielki procent niesamowitości, odjąć określenie „horror” zobaczylibyśmy genialną powieść psychologiczną, trudną, mocną, straszną i niestety na wskroś prawdziwą, na wskroś opisującą „tu i teraz”.

Kiedy się ją czyta człowiek czuje obezwładniające przerażenie... Trochę tu widać delikatny ukłon w kierunku matki z opowieści Carrie Kinga, ale delikatny i bardzo inteligentny.

Zacznijmy jednak od początku. Jest dziewczyna, która się zakochuje i za mężem wyjeżdża do Anglii. Nie tak miało być. Miało być inaczej, w końcu po co się rodzi dzieci? Przecież nie po to, żeby były samodzielne i szczęśliwe, maja służyć matce. Maja być jej opoką i własnością! I maja zamknąć gęby!
To chyba jest początek, ale z początkami jest tak, że nie zawsze są na początku, więc może to ten moment, kiedy własna matka wyrzuca tę dziewczynę z domu? Może jednak nie... ale tego dowiemy się z pamiętnika.

A może to wszystko rzeczywiście zaczyna się jeszcze wcześniej?

Może krzywda jest czymś w rodzaju posagu?


To właśnie w tej opowieści jest genialne. Nie mamy żadnej pewności. Żadnej wiedzy. Nie wiemy kto i co, ale wydaje nam się, że wiemy dlaczego. Choć też nie do końca. 

Mała Konstancja w wyniku tragicznych wydarzeń zostaje odesłana do innego kraju ( co prawda jest to kraj jej rodziców, ale ona go nie zna), do Polski, do babci ( oby inne babcie wybaczyły mi nazwanie tej osoby tak miłym określeniem) i zostaje tam „otoczona” babciną i ciociną opieką. Ta opieka to nie jest tragedia, to horror, właśnie tak, ale to nie wszystko, coś zaczyna się dziać i to coś jest fascynująco pocieszające (!!!), to odpowiedź na wszystkie złe rzeczy tego świata, to prawdziwe wyzwolenie.

To co się dzieje nie jest dobre. Nikt tego tak by nie nazwał, to koszmar, ale jest w tym jakiś pierwiastek zadośćuczynienia. Odpłaty, może nawet krwawej zemsty, a to w tym przypadku pociesza.
Pięknie napisana, z ogromem świetnych aluzji językowych, znaczeniowych, nieco bajarskich, choć nie bajkowych. Lekko oniryczna, znaczeniowo umieszczona w słowiańskości, a może i pod nią, głębiej.

Zdarza się, że książkę niektórzy czytelnicy odbierają za antykatolicką, ale ja nie znalazłam tam nic przeciwko katolicyzmowi, kościołowi czy Bogu natomiast znalazłam wiele przeciw kołtuństwu, a wierzę, że jednak to nie to samo.

 

Dla mnie to właśnie takie „armaty w kwiatach” - świetna książka psychologiczna, thriller, mocna opowieść o zranieniu, o obyczajowości i władzy matki nad dzieckiem, o potrzasku jakim bywa dzieciństwo i o tym jak bycie matką może się równać byciu katem.
Ważna książka. Nie lubicie horrorów, przeczytajcie jako powieść psychologiczną, lubicie horrory,
ubicie horrory, przeczytajcie jako horror, powieść w której groza sączy się ze słów tak, że mrozi krew w sercu, nie tylko w żyłach - w każdym razie PRZECZYTAJCE!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz